Archiwum kwiecień 2004


kwi 13 2004 Mam juz tego dosc????
Komentarze: 3

Już mam tego dosc. Chce z nim być, ale nie tak. Inaczej. Chce czulosci, przytulania, slodzenia i troche zazdrosci. Tak. Tez się sama sobie dziwie – chce zazdrosci. W sumie L. dostarczyl mi tej zazdrosci az nad to, ale teraz mi tego brakuje. Kocham go – przynajmniej tak mi się wydaje i chce żeby się zmienil i jednoczesnie tego nie chce, bo nie będzie już taki sam wiec nie będzie już tak samo miedzy nami, a poki co mogę z nim pogadac o wszystkim (nawet o jakimś  chłopaku, który mi się podoba), tylko nie wiem, czy może jestem jakas dziwna czy cos, ale wydaje mi się ze bardzo malo rozmawiamy – pleciemy jakies glupoty, ale tak żeby porozmawiac powaznie czy na jakis dany temat, to moim zdaniem – nie za bardzo L.

Na obozie było fajnie. Wszedzie razem, wszystko  razem, z treningow razem, przy stole razem, w lazience tez się zdarzalo razem – to cala lazienka była mokra (od wody!!!! -> po prostu chciałam wyprac spodnie :]), do sklepu razem. Gdy trener cos chcial od niego, to najpierw przychodzil do mnie do pokoju J Bo tak o – wracam z treningu – M., wychodze z lazienki – M., wracam z obiadu – M., wracam z miasta – M., wracam z drugiego budynku – M. (no chyba, że był ze mna :]) No papuzki nierozlaczki! Teraz... mysle ze tez by tak było, gdyby nie jego matka. Nie lubi mnie (jedyna mama jakiegos mojego znajomego – no jest jeszcze mama Marty, ale i ja tak samo tej kobiety nienawidze i zwisa mi czy ona mnie lubi czy nie!!!!) i nie pozwala mu się ze mna spotykac! Zawsze było tak, ze to ja mialam szlaban na wychodzenie – spotykanie się z jakims chlopakiem, bo cos tam cos tam – za stary, zle się uczy, niegrzeczny, pali, pije i cos tam cos tam – sap sap sap, a teraz jest na odwrot i mi to w sumie przeszkadza, bo gdy nie jestem z M. to zazwyczaj wybieram się do Roxanki, a ona na osiedlu ma nawet nawet fajnych chlopaczkow i mnie wtedy tak nachodzi, ze może bym zerwala z M. i wziela się za któregos z nich... Albo po prostu... no po prostu! I tyle!  A może się nim już po prostu znudzilam? Wiem, ze nie nadaje się zbytnio na zwiazki dlugodystansowe, ale chcialabym – na prawde chcialabym żeby z M. wypalilo... I chyba wpadlam po uszy (czyt, zakochalam siem), bo jak z nim jestem, to jak się na niego patrze, to taka moja poczciwa mordka J moje kochanie... i nie mogę mu tego powiedziec ze cos mi nie pasuje! Tzn probowalam już, ale glownie pod takim katem ze się strasznie rzadko (no może nie rzadko, bo prawie codziennie, ale na krotko) widujemy, ale i tak nie widac chyba po nas, ze ze soba jestesmy – wyzywamy się, klocimy (tak na lacha) i wogole i tego „niewidzenia” mam już dosc! Chce żeby od razu było wiadome, ze mam chlopaczka, a nie! Z drugiej strony, to jest dobre, bo mogę tak latwiej poznac kogos nowego.....ale, zaraz zaraz! Przeciez ja nikogo innego nie chce! Jak nie ma go przy mnie to po prostu tesknie, zaczynam marudzic, robic się nieznosna.

I jeszcze jedno – to ja musze u nas wykazywac inicjatywe... no ale to da się zniesc, ale hmm... już mam tego troszke dosyc – chciałbym gdyby... no wlasnie... żeby zrobil czasem cos, na co pewnie ma ochote, ale boi się ze mnie urazi czy cos takiego (nie mowie od razu o pojsciu do lozka!), bo u nas ja „rzadze”. Ja mowie, kiedy co gdzie i jak, a chcialabym żeby czasem on tak „porzadzil”. Już powinien wiedziec, ze nie zrobie czegos, czego nie chce. Hmmmm... może nie patrzylabym tak na to, gdyby nie L. wczesniej – no bo był starszy, wiedzial co jak i wogole, kiedy wypada, kiedy nie, lub cos, ale nie był tez nachalny czy cos takiego, ale czulam się wtedy po prostu jak taka mala dziewczynka, która potrzebuje opiekuna – i chcialabym tak i teraz... a nie – On maly chlopczyk, ja opiekunka – znudzilo mnie już to.

Ale...... może ja to sobie po prostu wkrecilam? Jak sobie wkrecilam ze z L.się cos rypie – to zaczelo, ale udalo nam się to odratowac – nie na dlugo, ale udalo... hmmm..i co tu robic?

teqi : :